O Maryjo bez grzechu poczęta módl sie za nami

Akcja katolicka

Akcja katolicka

Akcja katolicka

 Akcja katolicka – o. Maksymilian Maria Kolbe (8. I.  1894 – 14.VIII. 1941), przed powstaniem Rycerza Niepokalanej.  1919

Za obszerny jest ten temat, bym go mógł w tym referacie wszechstronnie wyczerpać.  Opuszczę więc najważniejszy, chociaż niestety w naszych czasach niedoceniony [a] dział akcji katolickiej, tj. modlitwę i wielkie znaczenie zakonów kontemplacyjnych. Opuszczę też działalność cierpienia i pokuty. Nawet o dobrym przykładzie, chociaż „exempla właśnie trahunt” (Przykłady właśnie pociągają), mówić tu nie zamierzam. Ograniczę się tylko do akcji słowa i to słowa drukowanego – prasy.

Boć doprawdy słusznie powiedział Napoleon, jeszcze przed laty stu, kiedy niewielu jeszcze umiało czytać: „prasa jest piątą potęgą świata”. Zrozumieli to też zaraz Żydzi niech mi będzie wolno jaśniej powiedzieć masoni, którzy z żelazną konsekwencją dążą do zrealizowania dewizy uchwalonej jeszcze w 1717 roku: „zniszczyć wszelką religię, a zwłaszcza chrześcijańską”. Żyd francuski Cremieux, założyciel wszechświatowego związku żydowskiego, na zjeździe masonów nie wahał się jeszcze przed 60 laty mówić: „Miejcie sobie wszystko za nic, za nic pieniądze, za nic poważanie, prasa jest wszystkim. Mając prasę, będziemy mieli wszystko”. A na międzynarodowym zjeździe rabinów w Krakowie w roku 1848 rabin angielski Mojżesz Montefiore głosił: „Jak długo gazety świata nie będą w naszych  rękach, wszystko na nic się nie przyda. Bądźmy pomni przykazania XI: Nie będziesz cierpiał nad sobą żadnej obcej prasy, abyś długo panował nad gojami. Zapanujmy nad prasą, a wnet będziemy rządzić i kierować losami całej Europy”.

W myśl tych haseł zabrali się oni intensywnie do pracy i, niestety, dokonali już bardzo wiele. Znaczna część, jeżeli nie większość najpoczytniejszych dzienników, znajduje się w ich rękach. Dość powiedzieć, że w takiej „katolickiej” Austrii już w początku bież[ącego] stulecia w samym języku niemieckim 360 czasopism walczyło przeciw Kościołowi, a 83 z nich wychodziło nawet codziennie. Nakład złej prasy wynosił 2 000 000 egz., z czego 1 200 000 przypadało na dzienniki. O Niemczech pisał krytyk literacki Bartels, że 2/3 – jeżeli nie 3/4 – pism i czasopism należy do Żydów; na Węgrzech – na 1000 czasopism – 800 znajduje się w rękach Żydów. Następnie opanowali oni prawie wszystkie agencje telegraficzne [b] i przez nie kierują i innymi pismami. Sama agencja Reutera w Londynie zaopatruje 5000 dzienników; agencja Stefani w Rzymie – wszystkie dzienniki włoskie; agencja Havasa w Paryżu – francuskie, hiszpańskie i belgijskie; agencja Wolffa w Berlinie wszystkie niemieckie, a agencja „Stowarzyszenie Prasy” [c] w Nowym Yorku – dziennik amerykański.

Zgubny proces skutecznej działalności złej prasy podaje nam o. Abel jezuita, zwany apostołem Wiednia, w klasycznym tego przykładzie. Zawezwano go raz do chorego. Umierający, ujrzawszy księdza, pokazał mu cały stos gazet złożonych w rogu pokoju tak opowiada swą historię: „Patrz, ojcze, oto jest największy wróg mojego życia. Byłem synem pobożnych rodziców, którzy mnie dobrze wychowali, tak że jeszcze w czasach uniwersyteckich byłem dobrym katolikiem. Z chwilą, gdy zostałem lekarzem, uważałem za stosowne zaabonować tak zwane pismo dla inteligencji, a mianowicie jedno z żydowskich czasopism. W pierwszych czternastu tygodniach gniewały mnie ciągłe napaści tego dziennika na moją wiarę, potem jednak stałem się obojętnym, a w przeciągu jednego roku zaprzestałem wszystkich praktyk religijnych i zostałem niewierzącym, aż do tej właśnie chwili, w której łaska Boża na powrót mi moją wiarę przywraca”. – Nie inaczej działa prasa i wśród ludu.

Słusznie też skarży się ludowy pisarz Wetzel: „Spojrzyjcie na dzisiejszy świat, jak się w ostatnich dziesiątkach lat odmienił! Kto sieje niewiarę między ludem? Kto odbiera mu nadzieję nieba i sprawia, że ten lud w rozkoszach ziemskich i używaniu szuka swego szczęścia? Kto przytłumił sumienie w sercach? Kto złamał prawo państwowe, zakłócił porządek publiczny, tak że coraz częściej powtarzają się zbrodnie wszelkiego rodzaju?! To wszystko dziełem wrogiej Kościołowi codziennej prasy. W kilku większych miastach Europy cały szereg przepłaconych pismaków wylewa codziennie całą swą żółć na wszystko, co katolickie. Setki gazet i dzienników powtarza to samo i w ten sposób jad ten wciska się z dnia na dzień w setki tysięcy rodzin, zatruwając miliony dusz. Tak pracuje olbrzymia maszyna codziennej prasy, stojąca na usługach niewiary i złych obyczajów”. Lassalle, choć sam socjalista, patrząc na ogrom złego, które zdziałała prasa, nie może się powstrzymać od jej potępienia: „W jej kłamliwości, podłości i niemoralności – pisze on – przewyższa ją chyba tylko jej własna głupota. Jeżeli nie nastąpi zmiana w naszej prasie, a ta prasa jeszcze dalej przez jakie 50 lat w ten sposób szaleć będzie, to duch ludu zostanie w zupełności zatruty. – To jest największa zbrodnia, jaką ja znam”.

Czas i czas najwyższy, by nastąpiła ta zmiana. Pierwszym jednak krokiem do tej zmiany – to bezwzględne bojkotowanie złej prasy; następnie – popieranie dobrej. Bolesne są słowa Wetzla w tym względzie: „bezbożna prasa nigdy by była nie doszła do takiego rozwoju, gdyby miliony katolików nie popierało wrogich Kościołowi i tzw. bezbarwnych pism i dzienników, czy to abonowaniem czy też współpracą [d]”, a o. Kolb na V zjeździe katolików w Austrii używa nawet ostrych słów: „Cóż powiedzieć o narodzie, który płaci za własne poniżenie? Nie znajduję na to nazwy! A ta hańba ciąży na katolikach, obrażanych ciągle przez tysiące dzienników. Te pisma, które katolików bezwstydnie wyszydzają, drukują się dla nas, katolików! Nie posyła się ich jednakże anonimowo w rodzaju paszkwilów, ale my sami je zamawiamy i za nie płacimy. Czyż można być więcej ślepym wobec tak groźnego niebezpieczeństwa! A ta ślepota nasza staje się wprost zbrodnią, skoro się nie tylko przeciw temu niebezpieczeństwu nie bronimy, ale trzymając i czytając złe pisma, za obrazę i wyszydzanie wiary płacimy! Zaprawdę na nas katolikach spełniają się słowa Proroka: Szukaliśmy ściany jako ślepi jako bez oczu uderzaliśmy się. W południe potykaliśmy się jakoby we mgle i jakoby umarli w zmroku [Iz 59,10]”.

O tych mówi biskup Zwerger (1884): „Kto daje pieniądze na złą prasę, ten prowadzi wojnę przeciwko Kościołowi i nie może zwać się prawdziwym katolikiem”, a biskup moguncki Ketteler posuwa się dalej i twierdzi, że „kto względem prasy jest obojętny, ten nie ma prawa zwać się wiernym synem Kościoła”.

Kardynał Nagl, 1911 rok, pisze: „Obowiązkiem każdego katolika jest występować w obronie katolickiej prasy i popierać ją modlitwą, słowem i czynem”. Arcybiskup Saragossy (Abp Juan Soldevila y Romero) na kongresie dziennikarzy katolickich w roku 1910 nie wahał się mówić: „Dużo jest bogatych katolików, co swych bogactw używają na to, by fundować nowe kościoły i klasztory, albo je przyozdabiać w obrazy świętych. Bezsprzecznie bardzo to piękna rzecz! Ale, niestety, jeden nieszczęśliwy wypadek może to wszystko zniszczyć, podczas gdy owoce dobrego dziennika są wprost niezniszczalne. Czyby zatem nie było lepszą rzeczą zakładać wielkie dzienniki dla dobra ludu? Dziennik jest w dzisiejszych czasach szybko strzelającym działem. Bóg tak chce!”

Nie inaczej zapatrują się na tę sprawę papieże.

Jeszcze Pius IX mówił: „Jest świętym obowiązkiem każdego katolika popierać prasę i rozszerzać ją między ludem. Dobra prasa to najpożyteczniejsze dzieło, które kładzie ogromne zasługi”, a Leon XIII: „Zła prasa zgubiła chrześcijańską społeczność, trzeba jej zatem przeciwstawiać dobrą prasę. Katolicy nie powinni ustawać w pracy dla swojej dobrej prasy, pamiętając o tym, że dobra prasa to nieustanna misja„, a przemawiając (21 lut[ego] 1879 r.) do katolickich redaktorów mówił: „Jesteśmy przekonani, że nasze czasy wymagają tych właśnie środków (katolickich pism) i energicznych obrońców… Mężowie przewrotu silili się na to, by rozrzucić między ludem cały szereg dzienników, których głównym celem zaczepiać zasady prawd wiary, potwarzać Kościół i wpajać w dusze zgubne przekonania… Ponieważ zaś sposób wydawania dzienników jest uznany za główny środek tej akcji w dzisiejszych czasach, dlatego też głównym obowiązkiem katolickich pisarzy jest ten środek, używany przez wrogów na zgubę społeczeństwa i Kościoła, zamienić na środek zbawczy dla ludu i wyzyskać na cele obrony Kościoła”.

Ojciec św. Pius X 1905 r. pisze do biskupów meksykańskich: „Co się tyczy dzienników i gazet, to chciałbym raz wszystkich trzeźwo myślących przekonać, że należy wszystkimi siłami starać się, by katolicy tylko prawdziwie katolickie pisma i dzienniki trzymali. W dzisiejszych czasach jest to, moim zdaniem, najważniejsza sprawa”.

W roku zaś 1908 mówiąc na audiencji do duchownych wyraził się nawet silniej: „Ani lud, ani duchowieństwo nie rozumie znaczenia prasy. Powiadają, że przedtem prasy nie było, nie rozumiejąc, że czasy się zmieniły. Dobrze jest budować kościoły, mówić kazania, zakładać misje i szkoły, ale ten wszelki trud próżny będzie, jeżeli zaniedbamy najważniejszą broń dzisiejszych czasów, tj. prasę”. A kardynał Pizy (Kard. Pietro Maffi) dodaje: „Wy głosicie kazania w niedziele, a dzienniki je głoszą co dzień, co godzinę. Wy mówicie do wiernych w kościele, a dziennik idzie za nimi do mieszkania. Wy mówicie pół godziny, albo godzinę, a dziennik nie przestaje nigdy mówić”.

U nas sprawa prasy katolickiej pozostawia bardzo wiele do życzenia. Istnieją wprawdzie i silniejsze ogniska jak Drukarnia i Księgarnia św. Wojciecha w Poznaniu, Wydawnictwo OO. Jezuitów w Krakowie, Wydawnictwo Karola Miarki w Mikołowie itd., ale przeważnie spotyka się rozstrzelone wysiłki, nieraz i bardzo wielkie, pojedynczych ludzi. Brak nam jeszcze ogólnego porozumienia się w tej pracy i wzajemnej pomocy. Ze strony zaś społeczeństwa wielkie jeszcze panuje niezrozumienie doniosłości tej pracy, a ofiarność okazuje się niedostateczna, by prasę katolicką w Polsce postawić na silne nogi. Wrogowie Kościoła mają miliony i miliardy (z dolarów np.), a pracownik na niwie katolickiej prasy nie może wytężyć sił [e], by prace swe doskonalić i potęgować, bo musi po prostu walczyć o byt materialny dla swojej prasowej działalności. Mało też mamy świeckich ludzi dostatecznie wyrobionych, by mogli pracować piórem na katolickiej niwie; stąd też dorobek prasy katolickiej u nas jest bardzo, a bardzo jeszcze skromny. – Przygotować i świeckich pracowników i zapewnić wydawnictwom byt materialny – to najbardziej może piekąca sprawa w akcji prasowej.

Dalej i kolportaż za słaby. Mało jest bowiem takich, którzy by uważali za swój obowiązek rozszerzanie dobrej prasy.

Wreszcie wielki brak publicznych szczerze katolickich bibliotek, czytelni, wypożyczalni, księgarni. Aż serce boli, gdy się widzi na oknach wystawowych miejskich wypożyczalni [f] książki wprost gorszące, a wewnątrz długi ogonek młodzieży. A książki pożycza – Żydówka. To druga bolączka w działalności prasowej i tym dotkliwsza, że bezpośrednio tyczy zatruwania serc młodzieży.

Daj Boże, by w najbliższej przyszłości nie było miasta, nie było wsi, gdzie by się nieznajdowały w odpowiedniej [liczbie], za bezcen albo i bezpłatne, wypożyczalnie czytelnie dobrych książek i czasopism. Niechby wszędzie powstały koła mające za cel kolportować i szerzyć dobrą prasę, a wnet by odmieniło się oblicze ziemi [por. Ps 103,30]. Ci zaś, którym Pan Bóg użyczył trochę giętkości pióra i zdolności w jakiejkolwiek dziedzinie literatury, niechby też zjednoczeni w osobne koła używali tych darów Bożych na produkowanie jak najwięcej dobrej prasy w każdej dziedzinie piśmiennictwa. – Nie należałoby oczywiście zacieśniać się do wiernych, ale pisać i dla akatolików i im podawać dobrą strawę duchową. – To są też obecne cele „Milicji Niepokalanej” i niejedno w ten sposób nastąpiło już nawrócenie.

 

 

 

 

0:00
0:00