18 maja ✞✞✞ św. Feliksa z Cantalicio
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo niebieskie.
Nie tylko podróżujący mieszkańcy z płaszczyzn, lecz i święci pięknościami przyrodzenia romantycznych okolic górzystych zachwyceni i uniesieni bywają, lecz z tą różnicą, że pierwsi zazwyczaj, jeżeli jakąś »cudowną« okolicę widzą i znajdą, jednakowoż od Boga na ziemi daleko przebywają, podczas kiedy ostatni, zwyczajni, od stworzeń do Stwórcy dać się zaprowadzić, w dziko-pięknych pustyniach więcej jak gdzie indziej bliskość Boga przeczuwają, popęd serca, który świętych od gwaru i niepokoju światowego do od ludności wyganiał. Pomiędzy tymi był św. Franciszek z Asyżu, który miał gust w wyborach, jako i szczęście w znalezieniu najpowabniejszych pustyń dzikich.
Jednym z pobytów jemu najulubieńszych była górna dolina Rietycka poza wspaniałym wodospadem Ternińskim, którą rzeczka Velino, doliną płynąca tworzy. Teraz jeszcze widzieć można na czterech ścianach tej twierdzy górzystej herb szlachecki seraficznego Ojca jako dowód, że on ją posiadał, aby i ztamtąd walczyć z książętami tego świata i świat Bogu zdobyć; mam na myśli cztery te świątynie, które z pochyłości gór, zawierającemi dolinę, spoglądają. A jak zdobywca w zawojowanym kraju rekrutów wybiera, aby wojsko swe pomnożyć i wzmocnić, tak i nasz seraficki dowódzca podczas 650 lat, przez które on chorągwią Króla królów wszystkim swoim synom przoduje, z doliny Rietyckiej niejedne posiłki i także niejednego oficera otrzymał. Jednym z najwięcej bohaterskich i walecznych oficerów, którego dolina Rietycka wojsku św. Franciszka wydała, był św. Feliks z Kantalicio, który od młodości swej w duchownej sztuce wojowania wyćwiczony, później, gdy przysiągł na chorągiew seraficką, trzech wrogów duszy ludzkiej, świat, ciało i szatana, świetnie zwalczył i nad nimi zwycięstwo wspaniałe odniósł, a to mianowicie bronią ubóstwa.
Już przyjście jego na świat w roku 1515, od niebezpiecznej skały szlacheckiego rodu i wielkich zbytków, przed którą wielu w calem życiu swojem obronić się nie mogą, go powstrzymywało. Rodzice jego byli ubogimi lecz pobożnymi wieśniakami. Zatrudnienie jego w dzieciństwie jako pastuszek, później w służbie u obcych jako parobczak uzdolniło go także, do zatrzymania w sobie prostoty serca, pokory i niewinności. Nie trzeba ale mniemać, że Feliks nie potrzebował walczyć i żadnych pokus przezwyciężać. Przeciwnie, nie mówiąc nic 0 bojach i zwycięstwach, które w sercu jego zachodziły, musiał między ludźmi mieszkać i z ludźmi obcować, i tak nie jeden zły przykład zoczyć, złe mowy słyszeć, niejednę krzywdę, niejedno pośmiewisko ponieść. Jednakże, zamiast przez złe mowy i przykłady od świata i chuci jego dać się uwieść, 1 szyderstwem jako urąganiem przestraszyć, więcej tern od ludzi odstręczonym został, i życzenie jego, zupełnie od zwodzącego świata się usunąć, tern prędzej się urzeczywistniło. Wprawdzie jeszcze musiał z swem życzeniem serdecznem aż do 30-go roku czekać, gdzie szczęśliwe nieszczęście, jeżeli mi wolno tak nazwać, przyspieszenie przywiodło. Jak bohatera Cincinata w starożytności rzymskiej od pługa zabrano, aby nieprzyjaciela pobić i ojczyznę uratować, tak Bóg również od pługa cnotliwego naszego bohatera Feliksa powołał, aby w zakonie serafickim, słowem, przykładem i modlitwą siebie i drugich uratować. Zdarzyło się bowiem, że razu pewnego przy oraniu woły się zestrachnęły, i go, chcąc je powstrzymać, o ziemię powaliły i pług przez niego przewlekły. Każdy uważał go zabitym. Jednakowoż Feliks wstał nienaruszony, dziękując Bogu za ratunek, ale jeszcze więcej, na ten tak wyraźnie wskazujący znak jego, cofnął rękę swoją od pługa ziemskiego i przyłożył ją do pługa oracza jako siewacza niebieskiego, nie oglądając się poza siebie. Miłość ku ubóstwu zawiodła go do klasztoru 00. Kapucynów w Civita-Ducale. O. gwardyan opisał mu ostrość i surowość zakonną i pokazał mu krwią zbroczony krucyfiks z temi słowy: »Patrzaj, temu się zakonnik równym uczynić musi!« Feliks upadł gwardyanowi do nóg i rzekł ze łzami w oczach: Biorę Boga na świadka, że nic nie szukam, tylko życia w krzyżu i ubóstwie! Dano mu list polecający do Prowincyała w Rzymie. Nikt nie był szczęśliwszym jak Feliks, gdy z pismem tern do Rzymu podążył. Tamże przyjęto go do klasztoru jako braciszka. Nowicyat swój i czas niektóry jeszcze potem przeżył w różnych klasztorach. Zrządzenie Boskie chciało, że przeciw ogólnemu zwyczajowi imienia jego nie zmieniono, lecz go dalej Feliksem zwano, może w pewnem przypuszczeniu, że i przy wstąpieniu do świata przyszłego imię jego niezmienionem będzie, lecz że przez wieczność całą »Feliksem t. j. szczęśliwym zostanie.
Pobyt jego na prowincyi trwał niedługo. Powołano go wnet do Rzymu, gdzie przez 42 lata był »braciszkiem Deo gratias« t. j. kwestarzem. Podczas gdy czynność ta, jeżeli ją się bez przerwy sprawuje u innych nabożeństwo zmniejszać i roztargnienie powiększyć może, u Feliksa przeciwnie ona działała. Skoro tylko opuścił klasztor rzekł do swojego towarzysza: »Bracie kochany, teraz weźmij różaniec do ręki — spuść oczy — a podnieś ducha niebiosom!« Tak został przez cały dzień w połączeniu z Panem Bogiem. Kwestowanie dało mu sposobności dużo, w najskuteczniejszej cnocie, w posłuszeństwie się ćwiczyć, uważając tylko na wolę Boską, która go zabezpieczyła, że lepiej jest, z miechem na plecach przez ulice wędrować, niż bez posłuszeństwa przed ołtarzem klęczeć. Dalej dało mu kwestowanie lub żebranie, jeszcze lepszą okazyę ćwiczenia się w pokorze, tym fundamencie wszystkich cnót, więcej niż w klasztorze. Oprócz tego, że chodząc po ulicach miasta tego wielkiego w ubogim swoim habicie z sakwą na barach i pokorne żebranie pode drzwiami ciągle go upokarzało, musiał jeszcze wiele szyderstwa, naigrawania i szorstkie odprawienia przyjmować. Jaką wielką radość ale wzgarda mu sprawiała i jaki wstręt miał ku honorom, które mu dobrzy znajomi ludzie udzielali, można ztąd poznać, że się samego siebie lubił nazywać osłem klasztornym. Jeżeli do niego powiedziano: »Bracie Feliksie«, to rzekł: »Ja nie jestem bratem; ja tylko mieszkam u braci i jestem ich osłem klasztornym!« Jeżeli nim nie pogardzano, to wtenczas właśnie szukał pogardy. Gdy raz spotkał na drodze św. Filipa z Neri, wsadził mu tenże kapelusz swój na głowę jego, mówiąc: »Chcę się przekonać, bracie Feliksie, czyś ty umartwionym«, a braciszek Feliks chodził z kapeluszem Filipa na głowie przez ulice miasta na pośmiewisko wszystkich, którzy go w tym kapeluszu widzieli. — Nareszcie Feliks znalazł przy kwestowaniu najlepszą sposobność, cnotę swą najulubieńszą, ubóstwo, ćwiczyć. Nie uboga sukienka jego, bose nogi i torba na plecach cnotę ubóstwa stanowiły, bo w tern każdemu innemu żebrakowi się równał. Co ubóstwo jego na święte ubóstwo zmieniło, było, że dobrowolnie z miłości ku Bogu obraną została, i że nie tylko każde posiadanie wykluczała, lecz także każdą pożądliwość posiadania, t.j. że było ubóstwem w duchu. Aby się ćwiczyć w tern ubóstwie, dawała mu ustawiczną sposobność, kwesta, albowiem żebrał dla siebie i dla braci swoich — dla samych ubogich chrześcijan — z woli Boskiej kawałki chleba. Przytem i z innymi ubogimi się zeszedł, którym nie tylko słowa pociechy prawił, ale im także za zezwoleniem przełożonych swoich z użebranej jałmużny swej jeszcze coś udzielił. Jak mu święte ubóstwo zupełnie drugą naturą się stało, dowodzi następujący cudowny przypadek. Wiadomo jest, że synom św. Franciszka przez reguły zakonne przyjmowanie i używanie pieniędzy jak najostrzej zabronione. Dnia jednego, gdy Feliks, odebrawszy jałmużnę, z domu jednego wychodził, naraz spostrzegł, że sakwa jego, która mu zawsze lekką i dogodną była, okropnie na barkach mu ciężyła, że nie był w stanie, dalej ją unieść. Przestraszony Feliks postawił sakwę na ziemię i zabrał się do poszukiwania przyczyny ciężaru niepojętego. Nareszcie znalazł w sakwie pieniądze, które prawdopodobnie jaka swawolna osoba na rozdrażnienie włożyła. Natychmiast wysypał pieniądze na ulicę, podeptał nogami i puścił się lekko i swobodnie w dalszą drogę swoją.
Jego »Deo gratias« »Bogu dzięki« za odebrane dobrodziejstwa tak mu szczerze ze serca wychodziło, że już przysłuchiwanie tych słów go zachwyciło, i tak mu płynne było, że malarze i rzeźbiarze go zwyczajnie ze sakwą na plecach, na której Deo gratias napisane, przedstawiają. Najradośniejsze Deo gratias z pewnością ze serca jego gorącego wyszło, gdy raz klęcząc przed obrazem Najśw. Maryi Panny w wielkim ołtarzu, Matka Boska dzieciątko Jezus na podniesione ręce mu podała. — Ostatnie Deo gratias wyzionął jeszcze nim dusza ciało jego opuściła, aby w niebie wiecznie je powtarzać. Zwłoki jego spoczywają w kościele 00. Kapucynów w Rzymie, gdzie w przyległym zaraz klasztorze także z przeszłego klasztoru przeniesiona cela jego od pobożnych odwiedzaną bywa. — Deo gratias!
Kochany Czytelniku, jakoż z twojem ubóstwem? »Ach, tam bieda, nędza«, słyszę zaraz niemało odpowiedzi. Dobrze, tyś ubogim, Czyś ubogim przybył na świat, albo — czy winnic, czy niewinnie — stałeś się ubogim, uczyń z biedy cnotę. Jak? Usłyszysz zaraz! Syn Boży sam chciał przyjść z ubogiej matki, w ubogiej stajence na świat, żył ubogo, obcował najmilej z ubogimi i nazwał ubogich w duchu błogosławionymi, podczas gdy 0 bogaczach mówi, że prędzej wielbłąd przez ucho iglane się przesmyknie, niż oni przez bramę niebieską do nieba. Nie wstydź się twego pochodzenia ubogiego i ubóstwa twego nigdy, znoś ubóstwo cierpliwie, czyś je zawinił, lub nie, z miłości ku ubogiemu Zbawicielowi, kontentuj się małem, czerń cię Bóg obdarzył i nie przekraczaj stanu twego, nie pożądaj dobra bogaczy i nie zazdrość ich im, ponieważ tyś sam godzien zazdrości, bo za życia już nazwany jesteś błogosławionym. Czy w służbie, czy w domu rodziców twoich, nie sarkaj nad strawą lichą, albo z innej przyczyny nikczemnej jakiej, lecz uczyń z biedy cnotę, a znoś cierpliwie krzyż ubóstwa z wzrokiem miłości na twego Jezusa ubogiego, i z wzrokiem zbawiennej nadzieji nagrodzenia za ubóstwo, w wiecznej świetności niebieskiej. Jeżeliś ale jest żebrakiem, miarkuj sobie dobrze Deo gratias św. Feliksa. Jeżeli ale jesteś członkiem zakonu trzeciego, to przeczytaj z uwagą trzeci rozdział reguły, abyś mógł pilnie zachowywać, co o własnościach i farbach odzienia jest przepisane.
Teraz jeszcze do serca znakomitych i bogatych słów kilka. Nie bierz mi za złe, żem ci powiedział, iż tak trudno ci będzie do nieba przyjść. Chrystus sam to powiedział, a on o tern przecież będzie wiedział. Ponieważ ale ubodzy tak łatwo do nieba wnijść mają, toś ty zawinił, a nie brama niebieska. Takiej starej bramy nie wolno rozszerzać, trzeba ją tak pozostawić, jaką była od stworzenia świata, a to już z uszanowania ku Stwórcy. A jednakowoż chcesz i masz także wnijść. Ale jak ci tam pomódz ? Środek bardzo łatwy! Uczyń się maluczkiem, albo innemi słowy: zostań ubogim w duchu. Jeżeli sobie te słowa rozłożysz na pojedyńcze części, to wtenczas znaczą: Nie szczyć się twem pochodzeniem i takowego twoim współludziom, maluczkim, dumnem i obraźającem występowaniem, nie okazuj. Przyznaj Bogu prawo własności nad twoją własnością; uważaj ją tylko jako dobro poruczone, którem według woli prawdziwego właściciela lichwić masz, a który nie tylko lichwiarstwo, w sensie światowym, i niesprawiedliwość wyklucza, lecz dłonią otwartą i szczodrą, jako i wesołem spojrzeniem, obfitość, zamiast ją na przepych przesadzony obrócić, na łona ubogich wysypuje. Ubogi ci za to odpowie: Deo gratias, a chociażby i nie powiedział, to ty je wiecznie będziesz mógł powiedzieć — w niebie! Tak, i ty teraz jesteś w niebie! Deo gratias!
MODLITWA
Spraw, o Jezu kochany, abyśmy zawsze w prostocie i niewinności serca naszego pozostali, ponieważ Ty dla cnoty tej z łona matki twojej w ręce wyznawcy twego Feliksa się spuścić raczyłeś. Który żyjesz i królujesz na wieki. Amen.