Najświętsza Maryja Panna dopomaga nam do dobrej spowiedzi.
Jednym z największych dobrodziejstw, jakie Chrystus Pan wyświadczył cierpiącej na duchu ludzkości, jest bezsprzecznie ustanowienie Sakramentu Pokuty, czyli spowiedzi świętej. Środek to cudowny, to przedziwna krynica, w której możemy obmyć i zmazać w jednej chwili wszystkie nieprawości naszego życia, a wsparci laską Bożą, odbywać dalej pielgrzymkę do wieczności, pełną blasku i chwały.
Wielu ludzi nie korzysta jednak z tego cudownego środka, bo na przeszkodzie do odrodzenia się na duchu stoi im lenistwo.
Ci sami jednak ludzie, którzy zapominają o zbawieniu duszy, pracują usilnie na swych posterunkach w kierunku doczesnym.
Jedni zatapiają się w nauce i umiejętności, badają bieg gwiazd i ciał niebieskich, pragną przeniknąć wnętrze ziemi, zastanawiają się nad drobnym robaczkiem, a rolę serca pozostawiają odłogiem.
Inni pracują w pocie czoła we fabrykach, na roli lub warsztacie, pracę zaś około zbawienia duszy odkładają na lata późniejsze lub o niej zupełnie zapominają. A przecież Zbawiciel świata powiedział wyraźnie: ,,Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby wszystek świat pozyskał, a szkodę by podjął na duszy swojej„. (Mar. 8, 36).
Zdarza się jednak często, że nawet ci, którzy umieją cenić należycie ważność spowiedzi świętej i jej niezmiernie ważne znaczenie dla życia duchowego, niekiedy źle się spowiadają, a to dlatego, ponieważ nie przygotowują się należycie do tak ważnej sprawy, jaką jest spowiedź św., nie mają żalu szczerego, oraz mocnego postanowienia poprawy, a co gorsza, powodowani fałszywym wstydem i bojaźnią, zatajają grzechy na spowiedzi.
Nad ludźmi tego rodzaju należałoby załamać z rozpaczy ręce i zawołać: Ludzie! czy wy wiecie, co czynicie, czy zdajecie sobie z tego sprawę, że do dawnych grzechów i nieprawości dodajecie nową zbrodnię świętokradztwa, że wstępujecie w ślady zdrajcy Judasza i gotujecie sobie wieczne potępienie w piekle!
Fałszywy wstyd zamyka im usta przy spowiedzi i każę świętokradzko przyjmować Pana Jezusa w Komunji świętej; a przecież powinni o tym dobrze pamiętać, że kapłanowi nie wolno pod żadnym warunkiem, pod najcięższymi karami boskimi i ludzkimi zdradzić sekretu spowiedzi świętej, bo to, co na spowiedzi wyznane, zostaje przykryłem na wieki kamieniem grobowego milczenia.
Wyznanie grzechów i chwilowe zawstydzenie się przed kapłanem, który sekretu spowiedzi świętej przenigdy zdradzić nie może, przynosi człowiekowi nie wstyd, nie hańbę, ale zaszczyt prawdziwy, bo któż ośmieli się ganić człowieka i rzucić na niego kamieniem potępienia, jeżeli ten pragnie Boga przeprosić za winy dotychczasowe i poprawić się?
Przed rozpoczęciem procesu kanonizacyjnego przystąpiono w roku 1719 do wyjęcia zwłok z grobowca.
Do komisji należeli biskupi, duchowni, lekarze i profesorzy uniwersytetu; wezwano także przedstawicieli rzemieślników odnośnych zawodów.
Wszyscy złożyli przysięgę, że zeznają prawdę, po czym otworzono grobowiec. Znaleziono w nim tylko kości i popiół. Gdy wytrząsano popiół z czaszki, wypadł z niej, ku zdumieniu obecnych, kawałek czarnego mięsa, podobny do języka.
Jeden z lekarzy wziął go do ręki, naciął nożem i zeznał stanowczo, że to jest język.
W roku 1725 na zlecenie papieża badała jeszcze inna komisja ten język; obecnymi byli kapłani, lekarze, a nawet kilku książąt.
Praski biskup-sufragan Maier wziął wysuszony język do ręki i ucałował go; w tejże chwili poczerwieniał język silnie i nabrzmiał znacznie. Cud ten trwał przez dwie godziny.
Wszyscy obecni upadli na kolana i wielbili Boga ze łzami w oczach.
Cudowny język trwa nieuszkodzony do dnia dzisiejszego. Umieszczony jest w kosztownej monstrancji i przechowany w katedrze św. Wita.
Corocznie w uroczystość Świętego dnia 16 maja i przez całą oktawę wystawiają tę monstrancję na widok publiczny i każdy może oglądać cudowny język.
Zwłoki Świętego spoczywają także w katedrze św. Wita; złożone są w srebrnej trumnie, którą podtrzymują postacie czterech Aniołów także ze srebra. Dwa srebrne ołtarze stojące obok, służą do sprawowania ofiary Mszy św.
Widzieliśmy, jak to św. Jan Nepomucen w chwili wielkiego ucisku, bo groźby więzienia i śmierci odbył pielgrzymkę do cudownego obrazu Matki Boskiej w Alt-Bunzlau i jak tam w gorącej modlitwie przed Jej obrazem szukał siły i mocy, by się nie sprzeniewierzyć swemu posłannictwu kapłana-spowiednika.
I my uciekajmy się często z prośbą o opiekę do Najśw. Marji Panny we wszystkich potrzebach, a zwłaszcza, gdy mamy przystąpić do spowiedzi św., bo od dobrze odprawionej spowiedzi zależy spokój sumienia i zbawienie wieczne.
Szatan, który człowieka zawsze kusi do grzechu i stara się ten grzech przedstawić jako coś niezmiernie dla nas przyjemnego i korzystnego, działa podstępnie wtenczas, kiedy się wybieramy do spowiedzi świętej.
Niekiedy kusi on człowieka już przy rachunku sumienia, starając się mu wyperswadować, że to nie tak wielki grzech, jak mu się wydaje, kusi i namawia penitenta, by odłożył spowiedź na inny, dogodniejszy czas i miejsce.
Największy jednak szturm przypuszcza do serca naszego wtenczas, kiedy przystępujemy do kratek konfesjonału — ach wtenczas stara się ten odwieczny wróg zbawienia naszego wszelkimi silami obudzić w naszym sercu fałszywy wstyd, lub tenże spotęgować, by złowrogie milczenie zamknęło nam usta przy wyznawaniu grzechów.
Brońmy się przed fałszywym wstydem przy wyznawaniu grzechów na spowiedzi św., bo to straszliwa zbrodnia; wołajmy o pomoc i ratunek do Marji słowami św. Alojzego: „Marjo, Matko moja, broń mnie, jako rzeczy i własności Swojej!” — a z pewnością pokonamy przy Jej pomocy fałszywy wstyd i dobrze się wyspowiadamy.
Jak wielką jest moc i potęga Marji w tym względzie, świadczy o tern wymownie następujący przykład : W jednym ze stołecznych miast naszej Ojczyzny żył pewien człowiek, który przez długie lata prowadził grzeszne życie, stronił od kościoła i Sakramentów świętych, a nawet, gdy go ciężka choroba powaliła na łoże boleści, nie chciał przywołać kapłana, aby się wyspowiadać.
Pewien kapłan, powiadomiony o tym, udał się do jego mieszkania, lecz chory nie chciał nawet słuchać o spowiedzi, a na nalegania i perswazje kapłana zagroził mu rewolwerem, który leżał na stoliku przy łożu chorego.
Kapłan zmieszał się w pierwszej chwili i wyszedł za drzwi — lecz opamiętał się na schodach, zmówił na intencję chorego „Zdrowaś Marjo“ — a westchnąwszy do Boga o pomoc, wrócił do łoża chorego i rzekł: „Choćbym miał trupem paść, muszę pana ratować od potępienia wiekuistego”.
Ta odwaga kapłana, a zwłaszcza przyczyna Matki Najśw. sprawiła, że chory wyspowiadał się z wielką skruchą i umarł pogodzony z Bogiem.
Jeżeli zaś kto powodowany fałszywym wstydem zamilczał grzech na spowiedzi i świętokradzko przyjął Pana Jezusa w Komunji świętej, winien przy pomocy Marji czemprędzej pokonać fałszywy wstyd i dobrze się wyspowiadać.
Więc do Marji, jak do matki, Idziem, tulim się, Twe dziatki; Matko! ulżyj życia trud, Zmyj z serc naszych winy brud. Amen.
z : Nauki Majowe 1924