Przy każdej mszy świętej, kiedy zbliża się już chwila zstąpienia Boga pod postacią chleba, odzywa się kapłan do wiernych: Sursum corda, to znaczy: podnieście w górę serca – wiarą, ufnością, modlitwą!
Gdy przychodzi opisać czytelnikom „Posłańca” te przepiękne uroczystości, jakie towarzyszyły otwarciu nowego kościoła w Krakowie, mimo woli nasuwa się pod pióro to samo wezwanie, bo całe to wielkie święto było, rzec można, wołaniem Bożem do naszej ojczyzny: Sursum corda! Dźwignijcie w górę serca do tego znaku zbawienia, jakim jest Serce Zbawiciela!
Na kilka już dni przed uroczystością, odkąd po całem mieście i okolicy barwne plakaty rozgłosiły porządek obchodów czuć było wyraźnie, nie tylko ogólne napięcie ciekawości, ale żywe poruszenia serc. Od piątku 27 maja zaczęli zjeżdżać się najdostojniejsi księża Biskupi i towarzyszący im kapłani; po mieście spotykałeś co chwila pielgrzymów, których miłość Bożego Serca przywiodła do Krakowa z najdalszych nawet stron Polski; koło nowego kościoła zbierały się raz po raz gromadki pobożnych, podziwiając zewnętrzne jego mury i czekając na otwarcie jego bram.
Kościół jednak stał zamknięty i cichy, by otworzyć się dopiero tego Królowi chwały, który miał niebawem założyć w nim swe mieszkanie.
Obrzędy rozpoczęły się w sobotę wieczorem.
Około godziny 5-ej ruszyła z kaplicy domowej klasztoru Tow. Jez. liczna procesja, niosąc na bogatym feretronie relikwje świętych męczenników przeznaczone do wielkiego ołtarza nowej świątyni. Prowadził procesję Najprzew. Ks. Biskup Sufragan krakowski, Ks. Anatol Nowak, który, jak 12 lat temu poświęcał kamień węgielny, tak teraz miał dokonać konsekracji przybytku Bożego Serca. Relikwje umieszczono na dworze, na małym ołtarzyku, ustawionym pod kolumnadą, łączącą klasztor z kościołem; następnie po pięknych przemowach ks. Prowincjała prowincji polskiej Tow. Jez. i Najprzew. ks. Biskupa, odmówiono nieszpory o świętych męczennikach, a potem pozostawiono święte szczątki dla uczczenia wiernych przez całą noc na dworze. I rzeczywiście nie zabrakło pobożnych, którzy tę noc poprzedzającą poświęceniu kościoła, postanowili spędzić na modlitwie. Około zakonników zmieniających się kolejno przed wystawionemi relikwjami, zebrały się wnet gromady wiernych i późno w noc płynął w gwiaździste niebo chór modlitw i pieśni wzywających Pana chwały, by w zbudowanym sobie przybytku raczył założyć tron miłosierdzia.
Sam obrzęd konsekracji rozpoczął się nazajutrz o g. 8 rano.
Nie możemy tu opisywać długich a podniosłych ceremonij, które błogosławieniem i namaszczeniem rąk biskupich nadawały zimnym murom kościoła jakieś ciepłe tchnienie Bożego domu, powiemy tylko, że prześliczna była to chwila, kiedy po ukończonej zewnętrznej konsekracji runęła do wnętrza świątyni ogromna fala ludu, czekającego dotąd na dworze. Po ustach wszystkich przeszedł szmer podziwu nad wspaniałością Bożego przybytku; puste dotąd mury jakby rozpromieniały się radością, że wszedł w nie żywy kościół Chrystusowy, a Zbawiciel z nad wielkiego ołtarza zdał się szerzej otwierać ramiona, by przygarnąć do nich całą Polskę.
I w rzeczy samej znalazła się u stóp Jego cała Polska w osobie przedstawicieli wszystkich dzielnic. W tym tłumie bowiem, który głowa przy głowie wypełnił mury nowej świątyni, widziało się wiernych czcicieli Bożego Serca ze wszystkich stron naszej ojczyzny. Synowie męczenników z Podlasia i Chełmszczyzny mieniali się z bohaterami z Górnego Śląska; dzielni Poznańczycy stali ramie w ramię z przybyszami z dalekiego Podola; mieszkańcy głębokiego Mazowsza, z pogranicza Litwy i Białej Rusi łączyli się w hołdzie dla Zbawiciela z góralami Podhala i gromadami pątników od Kalisza i Łodzi, od Radomia i Piotrkowa, od Kielc, Sandomierza, Lublina i całej Małopolski.
Nie dosyć jednak było na tern zebraniu wiernych z całej naszej ziemi. Kiedy po skończeniu pontyfikalnej sumy miało zabrzmieć donośnie dziękczynne Te Deum, ukazał się oczom tłumów widok, jakiego dotąd nigdy jeszcze nie oglądał ni Kraków ni Polska. Wśród dymu kadzideł i ołtarzem wspaniały zastęp 24 książąt Kościoła z całego kraju którzy opuścili swe stolice, by oddać wspólny pokłon Bożemu Sercu. Było tam 5 Arcybiskupów, z których dwóch kardynałów Rzymskiego kościoła, 11 biskupów diecezjalnych i 8 biskupów sufraganów, nie licząc wielu prałatów i kanoników, a wszystkie te dostojne głowy, z których niejedną szronem już pobieliły pasterskie trudy, chyliły się pokornie przed „księciem pasterzy”, który w sakramentalnym ukryciu przyjmował tu hołd całej Polski.
I nie można wątpić, że przyjął Pan Jezus łaskawie pierwsze te modlitwy, jakiemi napełnił nową świątynię wierny nasz lud z pasterzami na czele. Bo od tego pierwszego dnia konsekracji i pierwszego uroczystego nabożeństwa czuć było, wyraźnie potężny powiew łaski Bożej, który ciągnął serca do nowego kościoła, by je zbliżyć do Serca Zbawiciela, przez wszystkie następne dni aż do piątku, nie tylko na uroczyste sumy i nieszpory, ale i poza czasami nabożeństw gromadziły się liczne rzesze pobożnych; przychodziły z okolicy całe procesje z chorągwiami i obrazami świętymi; tysiące ludzi otaczały konfesjonały i garnęły się do stołu Pańskiego, a wszyscy powtarzali jedno, że w tym cudnym kościele Bożego Serca dusza chcąc nie chcąc podnosi w górę i wzlatuje w niebo na skrzydłach modlitwy.
Podniosły zaś ten nastrój, który ogarnął obecnych, udzielił się i nieobecnym, bo zewsząd dochodziły listy od kółek Apostolstwa Modlitwy, że łączą się z nami duchownie i biorą żywy udział w wielkiem święcie Serca Zbawiciela. Z wielu tych listów nie możemy pominąć jednego, który musiał być Panu Jezusowi szczególnie miły. W samą wigilję konsekracji dobre dzieci Bożego Serca z Sokala nadesłały piękne pismo z licznymi podpisami i sporą paczkę wybornego kadzidła z tą jedną prośbą, by to kadzidło w dowód ich miłości, było użyte przy pierwszem w nowym kościele uroczystem nabożeństwie.
Na tych ciągłych modlitwach i przy tem ogólnem podniesieniu serc upłynęły ostatnie dni maja i pierwsze czerwca. Było trochę obawy, jak się uda główna uroczystość piątkowa, bo przechodziły kilkakrotnie deszcze a parne powietrze zdawało się wróżyć słotę. Niepokój jednak ustąpił dnia 3 czerwca rano, bo ten dzień Najsł. Serca przyniósł tak cudowną pogodę, że żadna chmurka nie pokazała się na niebie.
Od wczesnego ranka gęste tłumy zaległy nie tylko kościół, lecz ulicę wokoło, a co chwila przychodziły jeszcze nowe pielgrzymki w barwnych strojach krakowskiej ziemi. Pontyfikalną sumę odprawił metropolita całej Rosji ks. Arcybiskup Edward Ropp, który i od carskiego rządu i od bolszewików cierpiał był prześladowanie za wiarę, kazanie zaś wygłosił ks. biskup podlaski Henryk Przeździecki, który prześlicznie skreślił historję powstania nowego kościoła z drobnych ofiar kochających serc polskich.
Popołudniu, po uroczystych nieszporach, odprawionych o g. 5-ej zaczęła się szeregować olbrzymia procesja. W obawie zbytniego natłoku całe mnóstwo ludu i kompan- je przybyłe z kościołów krakowskich ustawiono od razu na Małym Rynku lub przyległych ulicach, a mimo to nie było końca ogromnemu pochodowi. Na początku szedł krzyż i akolici ze światłem, potem stowarzyszenia pobożne, głównie Apostolstwo Modlitwy i sodalicje marjańskie, za niemi nieprzejrzany szereg zakonnic oraz zakonnego i świeckiego duchowieństwa, potem 50 z górą kapłanów w ornatach, potem prałaci i kanonicy w fioletach, potem 20 arcypasterzy w kapach i mitrach na głowie, nareszcie pod baldachimem, koło którego trzymało straż kilkuset włościan w białych sukmanach, ksiądz kardynał Prymas niósł w monstrancji Przenajświętszy Sakrament. Za baldachimem i po obu bokach kleru płynęły ulicami niezmierne fale ludu z pieśniami na ustach.
Jak Kraków Krakowem, nie widziano nigdy procesji tak ogromnej i tak przedziwnie pięknej. Z pogodnego nieba świeciło jasno zachodzące słońce, igrając ze zlotem szat kapłańskich i z barwnemi strojami tłumu; okna i bramy ulic, przez przechodził pochód, ozdobione były tysiącem wstęg i sztandarów, dywanów i obrazów, bruk zaścielał kwiatami i zielenią długi szereg biało ubranych dzieci; cały nastrój olbrzymich tłumów był tak poważny i uroczysty, jakby czuli wszyscy, że zbliża się chwila pełna łaski, która zostanie na zawsze zapisana w życiu narodu.
Kiedy nareszcie ks. kardynał Prymas złożył Najśw. Sakrament na pięknym, wysokim ołtarzu, opartym o absydę kościoła św. Barbary, cały Mały Rynek zapełnił się po brzegi takiem mrowiem pobożnych, że na obszernym placu ciżba była nie mniejsza, niż po kościołach przy dużych odpustach. Księża Biskupi uklękli, na przygotowanych klęcznikach, potem chór kleryków odśpiewał piękną kantatę, aż wszedł na ambonę Najprzew. ks. Biskup lubelski, ks. Marjan Fulman. Wśród głębokiej ciszy zebranych tłumów mówił ksiądz biskup głosem tak donośnym, że słychać go było w każdym zakątku placu, a mówił z wielką powagą o miłości Bożego Serca i naszych względem Niego obowiązkach, przygotowując lud do tego co miało być najważniejszym aktem całego obchodu, do poświęcenia Polski Sercu Zbawiciela.
Po skończeniu kazania powstał ks. Prymas z tronu i ukląkł na stopniach ołtarza, uklękli wszyscy Biskupi wraz z duchowieństwem i upadł na kolana lud zebrany. Kiedy zaś całą rzeszę ogarnęła cisza pobożnego skupienia, nadeszła chwila, której dawno pragnęło i Boże Serce i wszyscy Jego wierni w ojczyźnie naszej czciciele. Ten, któremu niegdyś przysługiwało prawo koronowania naszych królów, ks. Kardynał Prymas, w długim i pięknym akcie poświęcenia, który podajemy poniżej obwołał uroczyście Zbawiciela najwyższym Panem całej Polski.
Każde słowo Księcia Kościoła powtarzał donośnym głosem z ambo¬ny ks. Prowincjał Tow. Jez. a wtórowały mu serca nieprzejrzanego tłumu, który w głębokiem milczeniu za siebie i za całą ojczyznę poddawał się błogosławionemu panowaniu Bożego Serca. Kiedy zaś ten akt poświęcenia dobiegł końca, z dziesięciotysięcznych piersi wyrwał się śpiew potężny, który w tej chwili brzmiał poważniej, jeszcze niż zwykle: Boże, coś Polskę! Po skończeniu pieśni, już w mroku wieczornym wróciła napo- wrót procesja do nowego kościoła, gdzie odśpiewano jeszcze uroczyste Te Deum, na podziękowanie Bogu, że pozwolił nam zawrzeć ze sobą jakby nowe przymierze.
Nowe przymierze – bo to była treść całego obchodu, to była i myśl przyświecająca budowie nowej świątyni Bożego Serca. Potrzeba nam bowiem tego przymierza z Wszechmocą i Miłosierdziem. Słabi jesteśmy i niedołężni, na zewnątrz otacza nas nieżyczliwość lub obojętność, na wewnątrz toczy nas nieład, niezgoda i różne ciężkie choroby. Któż nas uleczy i któż nas wspomoże, jeśli nie Serce naszego Pana?
Do Niego więc udawajmy się z całą ufnością i z gorącą natarczywą prośbą, by raczył objąć rządy nad naszym krajem. Jemu polecajmy wszystkie nasze potrzeby, bo w tern Jego chwała, żeby dźwigać tych, co w Nim ufność swą położyli.
Naszem zaś zadaniem, członkowie Apostolstwa Modlitwy, jest budzenia tej ufności i rozniesienie po całej ojczyźnie owego „Sursum corda”, jakiem były krakowskie obchody. Apostolstwo napełniło całą Polskę czcią Serca Zbawiciela, Apostolstwo po 50 latach pracy dźwignęło Mu wspaniały przybytek. Apostolstwo przygotowało grunt pod uroczysty akt poświęcenia całego kraju Bożemu Sercu, niechże Apostolstwo pracą swą i modlitwą to sprawi, by Pan Jezus istotnie wśród nas zapanował i podbił nas pod święty zakon swej miłości. Zadanie przed nami ogromne, ale z nami to Serce, w którem wszystkie źródła mądrości i umiejętności, dobroci i potęgi.
Do pracy więc, wierni po całej Polsce, czciciele Bożego Serca! Kiedy da Bóg drugie pięćdziesięciolecie Apostolstwa upłynie, niechże już nie tylko Mały Rynek krakowski, ale niech i największe place naszej ojczyzny nie zdołają pomieścić tych tłumów, które Chrystusa zechcą mieć swym panem, a Serce Jego znakiem zbawienia.
Posłaniec Serca Jezusowego, rocznik 49, sierpień 1921, str. 115 -119