MŁODZIEŃCZE LATA
Franciszek Ksawery przyszedł na świat 7 kwietnia 1506 r. w rodzinnym zamku Ksawerych, w północnej Hiszpanii. Chrzest św. otrzymał w kościółku tuż za murami zamku. Tam też złożyli pobożni rodzice, jako wotum Matce Najśw., biała sukienkę, w którą dziecko według zwyczaju było ubrane do chrztu.
Wychowywała go pobożna matka. Ojca stracił, mając lat 10. Bracia starsi zachęcali go, by się poświęcił rzemiosłu wojennemu, ale Franciszek pragnął się uczyć. To też w 19-ym roku życia opuścił dom rodzinny i osiadł w Paryżu. Zaczął uczęszczać na najsławniejszy w tym czasie uniwersytet, jakim była Sorbona. Marzył on o zaszczytach i bogactwach, do których wiedza miała mu otworzyć drogę.
POWOŁANIE.
Franciszek zachował Wiarę w Boga i czystość serca mimo zepsucia, jakim był otoczony zewsząd w Paryżu i mimo przewrotności kolegów, którzy chcieli wszczepić w jego duszę błędy heretyckie. Łaskę wytrwania zawdzięczał on głównie św. Ignacemu Loyoli, z którym się tam właśnie zaprzyjaźnił. Pod kierunkiem Ignacego odprawił 40-dniowe rekolekcje. Zaczynając je, oddał się z zapałem pokucie. Przez 4 dni nic nie jadł, a ręce i nogi skrępował ostrymi sznurami.
Poruszony słowami Ewangelii: „Cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł” — i wpatrzony w przykład wzorowego życia, jakim jaśniał wśród otoczenia św. Ignacy Loyola, — modlił się Franciszek gorąco o światło i moc ducha. I wreszcie Bóg użyczył mu siły, by pójść za wzorem Ignacego.
Poznał marność i znikomość tego, co doczesne i wzgardził tym. Zdecydował się porzucić świat i zaszczyty, jakie stały przed nim otworem, by służyć Chrystusowi w ubóstwie, zaparciu siebie i czystości serca w powstającym Towarzystwie Jezusowym.
Jak gorzało teraz serce Franciszka pragnieniem pracy dla chwały Bożej, dla pozyskania dusz błądzących i pogan do Wiary i cnoty! Lecz tymczasem musiał kończyć studia, by późniejsza praca jego była skuteczniejsza.
WE WŁOSZECH.
Wspólnie z paru towarzyszami zakonnymi, po zakończeniu studiów udał się Franciszek w dwa la-ta później do Wenecji. Długą drogę skracali sobie modlitwę i pobożnymi rozmowami. A gdzie im wypadło nocować, wspólnie klękali śmiało na oczach wszystkich na modlitwę. Postanowili jeszcze w Paryżu odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej a po powrocie pracować tam, gdzie Ojciec św. zechce ich przeznaczyć. Lecz wojna między Wenecja a Turcją przeszkodziła temu planowi. Zatrzymali się więc dłużej we Włoszech, przyjęli święcenia kapłańskie w Wenecji i głosili kazania w różnych miastach, odwiedzali chorych i więźniów.
Sława świętości Franciszka i jego gorliwości o chwałę Bożą, ściągała do niego wielu słuchaczy.
Pewnego piątku popadł Franciszek w czasie mszy św. w zachwycenie, które trwało całą godzinę i chociaż ministrant ciągnął go za ornat, Franciszek nie spostrzegł tego wcale.
Ostre pokuty i ciągła praca podkopały wnet jego zdrowie, zapadł na febrę i był bliski śmierci, jednak po kilku dniach choroba szczęśliwie minęła.
Jan, król Portugalii, dowiedziawszy się o cnotliwym życiu członków Towarzystwa Jezusowego, którzy złożyli ślub zupełnego posłuszeństwa Ojcu św., prosił Ojca św. o misjonarzy dla Indii. I oto padł los na Franciszka! Otrzymał on polecenie udania się do Indii. Przyjął je z największą radością, że będzie mógł nowe światy zdobywać dla Chrystusa. To przecież było zawsze jego najgorętszym pragnieniem.
W DRODZE DO INDII
Z wiosną 1541 r. żegnał Franciszek brzegi Europy na zawsze już, udając się na portugalskim okręcie do Indii. Podróż trwała rok prawie i była bardzo uciążliwa. Wielu z załogi chorowało, Franciszek dniem i nocą usługiwał chorym, niósł ulgę ich cierpieniom, nawet własne łóżko jednemu z nich odstąpił, a sam spał oparty o działo okrętowe, choć i jego trawiła choroba. Jednak szczęśliwie ją przetrwał.
Zdarzyło się raz, że gdy położono pewnego chorego, już nieprzytomnego młodzieńca na łóżku Franciszka, chory natychmiast odzyskał przytomność, wyspowiadał się przed Franciszkiem i tegoż dnia zmarł pogodzony z Bogiem.
U CELU
Któż potrafi wyrazić radość Franciszka, gdy ujrzał po raz pierwszy upragniony cel podróży, miasto Goa, brzegi Indii. Deszcze ulewne zmusiły go do zatrzymania się w Goa. Zabrał się zaraz do pracy w szpitalu, gdzie nocował obok chorych, aby w każdej chwili być na ich usługi. To znów obchodził z dzwonkiem ulice miasta i zbierał dziatwę na naukę katechizmu, która była w zaniedbaniu z powodu braku księży. Nie zapominał i o trędowatych w szpitalu za bramami miasta, słuchał ich spowiedzi, odprawiał im w niedzielę Mszę św. A po południu miewał kazania dla krajowców już ochrzczonych. Nie znał spoczynku.
Na południowym krańcu półwyspu indyjskiego, zwanym Komorinu, mieszkał szczep Parowów, poławiaczy pereł. Z powodu ucisku mahometan wezwali oni przed paru laty na pomoc Portugalczyków i przyjęli chrzest. Ale nie byli pouczeni w Wierze chrześcijańskiej, gdyż nie było kapłana, który by znał ich język. Tam właśnie miał udać się teraz Franciszek, by ich pouczać. Oto pewnego dnia wezwał Franciszka namiestnik kraju i rzecze mu:
— Ojcze Franciszku, gdyśmy jechali do Indii, obiecałem ci pokazać kraj, który najbardziej potrzebuje twej nauki. Dziś, gdy twa praca w Goa tyle owoców przyniosła, chcę dotrzymać obietnicy. Spójrz na południe. Daleko, daleko, tam mieszkają Parawowie, lud chrześcijański, lecz nie oświecony, biedny, uciskany przez wrogów…
— Twoje słowa wskazują mi wolę Boga — odrzekł Franciszek.
Czy ulęknie się trudów, czy cofnie się przed cierpieniami? O nie! W tym dzikim kraju, pełnym niebezpieczeństw — są dusze, które trzeba zbawić! Wielu już chciało tam pracować, lecz się cofnęli — Franciszek się nie cofnie. Gdy chodzi O dusze, on nie zna obaw!
„Myślę, że kto umie smakować w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa, ten w tych wszystkich utrapieniach zażywa błogiego spokoju, a śmiercią jest dla niego, gdy mu zabraknie krzyża, — oto jak pisał Franciszek do swych współbraci w Rzymie.
Szedł więc Franciszek wzdłuż wybrzeża morskiego przez spalony słońcem, pustynny kraj Parawów, wchodził do ich wiosek, do ich z gliny lepionych chat i głosił wszędzie słowo boże. Dzieci cisnęły się do niego, nie pozwalały mu jeść ni spać, prosząc o wyuczenie ich modlitw chrześcijańskich.
Franciszek odwiedzał z kolei wszystkie osady Parawów, ucząc wszędzie prawd Wiary, burząc posągi bożków, broniąc biednych przed wyzyskiem urzędników. Jego ogromna cierpliwość i miłość jednały mu serca ludzkie. Żył wśród Parawów jakby jeden z nich, posilał się skromnym ich pokarmem, pomagał im, jak mógł.
W jednej wsi wpadł chłopiec do studni. Gdy go wydobyto — już był zesztywniały, bez życia. Wezwany przybył Franciszek, ukląkł przy zmarłym, pomodlił się, uczynił znak krzyża nad chłopcem i ujął go za rękę. W tej chwili w martwe już ciało wróć to życie.
Sława cudotwórcy szła z osady do osady i docierała w najbardziej odległe zakątki kraju. Cisnęły się do niego całe tłumy, by słuchać jego nauk, przyjąć Wiarę, którą głosił. A jemu ręce opadały ze znużenia, od ciągłych chrztów. Lecz jakaż radość napełniała jego serce! Czyż mógł nie radować się, widząc tak zbawienne i obfite owoce swej pracy, szafując duszom tyle łask? Po roku pracy udał się Franciszek do namiestnika w Goa, by omówić z nim dalsze plany pracy misyjnej. Na statku, którym wracał, był pewien żołnierz, który zabawiał się grą w kości i przegrał cały majtek. Zaczął teraz bluźnić i rozpaczać. Franciszek widząc to, dał mu trochę pieniędzy, by jeszcze raz spróbował szczęścia. Żołnierzowi poszczęściło się, odegrał wszystko. Zaprzyjaźnił się więc z Franciszkiem, a po przyjeździe do portu odbył spowiedź z całego życia. Ale ku swemu zdumieniu bardzo małą otrzymał pokutę, gdy ją odmówił, ojca już nie było. Odnalazł go w pobliskim lasku, gdzie Franciszek biczował się srodze za grzechy swego penitenta. Ten widok wstrząsnął grzesznikiem. Wyrwał on dyscyplinę z rąk Franciszka i smagał się nią aż do krwi. Był szczerze nawrócony.
By utrwalić Wiarę u biednych Parowów, ustanowił Franciszek w każdej wiosce katechistę, który uczył dziatwę religii. Umiał jednak Franciszek być i surowym, gdy widział, że grzesznicy wpadają w stare nałogi. Jednak Parawowie ufali mu, bo wiedzieli, że chce ich dobra. Nazywali go wielkim Ojcem. Nie opuścił też ojciec Franciszek swych wiernych w czasie napadu ze strony pogańskich nieprzyjaciół.
Za wzorem Parawów prosili Franciszka o chrzest i sąsiadujący z nimi Makuanie. Przybył i do nich, pouczał i zaprowadzał chrześcijaństwo. W ciągu miesiąca ochrzcił dziesięć tysięcy Makuan. Tymczasem król z wyspy Cejlonu zmuszał chrześcijan do pogaństwa. A gdy się opierali, wymordował 600 wiernych. Brat okrutnego władcy uciekł do Portugalczyków, prosząc o pomoc celem odzyskania tronu. Obiecywał przyjąć chrzest i nawrócić cały lud. Namiestnik przygotował wyprawę wojenną, na Cejlon, z którą udać się miał i Franciszek.
NA DALEKI WSCHÓD
Tymczasem przybyli posłańcy z wysp Makassaru i prosili o misjonarzy dla Dalekiego Wschodu. Franciszek udał się do grobu św. Tomasza w osadzie St. Thome, by tam na grobie wielkiego Apostoła prosić Boga o światło, co teraz ma czynić, dokąd się udać. Cztery miesiące spędził u grobu św. Apostoła na modlitwie i posłudze duchownej. Ponieważ wyprawa na wyspę Cejlon nie doszła do skutku, Franciszek postanowił udać się do Malakki, na Daleki Wschód. Obdarzony relikwią św. Tomasza, nosił ją odtąd stale na piersi.
Malakka była miastem bogatym. Lecz z bogactwem szła w parze chciwość i rozwiązłość obyczajów. Lud nie znał nawet podstawowych prawd Wiary, zresztą wielu tam było pogan i mahometan.
Zaraz po przybyciu, mimo zmęczenia długa podróżą morską, zabrał się Franciszek do pracy. Odwiedzał szpitale, uczył codziennie katechizmu, głosił kazania, spowiadał. Bałwochwalcze zwyczaje poczęły zanikać, dały się słyszeć pieśni chrześcijańskie. Do spowiedzi był ogromny natłok ludu po każdym kazaniu Franciszka. Miłym obejściem zjednywał sobie przyjaźń nawet wielkich grzeszników i powoli wpływał na poprawę ich życia.
Skąd czerpał on siłę do tylu prac i ten ogromny wpływ na serca ludzkie? Sąsiedzi Franciszka podpatrzyli go przez szpary w ścianach z palmowych liści w jego chatce, jak w nocy, zamiast kłaść się na spoczynek, klękał przez krucyfiksem i wznosił ręce ku górze, modlił się przez większa, część nocy. Potem kładł się na twardym łóżku, a zamiast poduszki służył mu wielki kamień. Mieszkańcy oko-liczni, gdy się o tym dowiedzieli, zwali go odtąd świętym Ojcem. Ufali mu bezgranicznie, przynosili do niego chorych, prosząc o modlitwę i przekonali się, że wielu nagle odzyskało zdrowie.
Lecz Franciszek nie zadowalał się tą pracą. Chciał popłynąć dalej na Wschód, na wyspy Makassaru, lub na Molukki. Często dowiadywał się, jakie tam panują stosunki i czekał okazji, gdy jaki okręt popłynie w te strony. Wyspy te były również pod panowaniem Portugalczyków.
Gdy opuszczeni chrześcijanie z Amboiny i z Molukków błagali o pomoc, Franciszek postanowił zaspokoić ich żądanie. Z początkiem 1546 roku opuszczał Malakke. Statek minął Sumatrą, Jawę, przez wyspy Sundajskie kierował się na Wschód. Już płynęli półtora miesiąca. Sternik obawiał się, że zboczyli i minęli Amboinę, gdzie miał Franciszek wysiąść. Ksawery uspokoił go, że nazajutrz ujrzą wybrzeże. I nie pomylił się, dojechano do Amboiny.
Wyspa to nieduża, część jej mieszkańców przyjęła chrzest i poddała się Portugalczykom, by się wyzwolić od ucisku mahometan. Jedyny kapłan, jakiego mieli, zmarł przed kilku laty i byli odtąd bez opieki duchownej. To też z radością witali Franciszka. Ile tam dobrego zdziałał, ile trudów poniósł — Bóg jeden wie. Praca przechodziła siły jednego człowieka. Oto, co pisał Franciszek w tym czasie w jednym ze swoich listów:
— „Więcej tu pogan, niż mahometan. Obie strony są w ciągłej wojnie, bo ci chcą tamtych przeciągnąć na islam, i uczynić swymi niewolnikami, a tamci od jednego i drugiego się bronią. Gdyby tu co roku przybyło tylko 12 misjonarzy Towarzystwa, wnet by ta nędzna sekta mahometan znikła i wszyscy przyjęliby chrześcijaństwo. Jest tu tych wysp bez liku. Prawie wszystkie zamieszkałe. Tylko dlatego ludność ich nie jest chrześcijańską, że nie ma nikogo, kto by ją nawracał”.
60 mil na północ od Amboiny leżała wyspa Ternate, a jeszcze dalej wyspa Moro, obie częściowo chrześcijańskie. Tam teraz uda się Franciszek na pracę misyjną.
NA WYSPIE TERNATE.
Do Ternate przybył latem 1546 roku, na małej malajskiej łodzi, mimo licznych raf koralowych, mimo burz i silnych wiatrów. Chrześcijan tam była garstka, lecz bardzo byli zaniedbani pod względem religijnym, większość mieszkańców to poganie.
Będąc jeszcze w Amboinie zbierał Franciszek jałmużnę, by rozdzielać ją chorym i biedakom. Jednemu chciwemu kupcowi przepowiedział rychło śmierć, co rzeczywiście się sprawdziło w kilka dni po przybyciu Franciszka do Ternate. Odprawiając tego dnia mszą św., Franciszek odwrócił się do obecnych i rzekł:
— „Jan Aranio (tak zwał się ten kupiec), który pozostał w Amboinie, zmarł. Tę mszę św. za niego ofiaruję. Pomódlcie się i wy za niego”.
Wszyscy byli zdumieni, jak Ojciec mógł o tym się dowiedzieć na taką odległość. Po kilkunastu dniach przybył pewien kupiec z Amboiny i potwierdził wiadomość o śmierci Jana Aranio.
Franciszek gorliwie nauczał dzieci katechizmu, zbierając i starszych, gdy byli wolni od pracy. Rychło też zaznaczyła się poprawa obyczajów. Po kilku miesiącach pracy na wyspie Ternate, odwiedził jeszcze wyspę Moro, która grozą przejmowała z powodu dzikości mieszkańców. To też chrześcijanie z Ternate nie chcieli go puścić w obawie o życie świętego Ojca. Lecz jego postanowienie było nieodwołalne. Oznajmił im w świętym oburzeniu, że jeśli na przekór woli Bożej nie dadzą mu okrętu, to rzuci się w morze i wpław popłynie do Moro. Stanowczość jego przemogła. Kilku odważnych mieszkańców ofiarowało się mu w tej drodze towarzyszyć.
Tak osiągnął cel wytknięty jeszcze w Malacce: odwiedził wyspy Amboinę, Ternate i Moro, poznał opuszczonych chrześcijan, zbadał na miejscu ich potrzeby. Czas wracać. Żegnano go wszędzie ze łzami. Ternate opuszczał o północy, by uniknąć rozgłosu. Jednak na wybrzeżu zebrały się tłumy, żegnając go z największym żalem. Tak żegna się tylko świętego, bożego wysłańca.
W czerwcu 1547 roku powrócił Franciszek do Malakki i zabrał się do pracy kapłańskiej. Wnet też na jego kazania zbierać się zaczęły takie tłumy, że musiał przenieść się do największego kościoła w mieście. Spowiadał całymi godzinami i nie mógł podołać napływającym rzeszom. Pracą swą ofiarną i sławą cudotwórcy budził wielki szacunek, który wykorzystywał dla dobra dusz garnących się do niego, dla chwały Bożej. Jedno zwłaszcza cudowne zdarzenie przysporzyło Franciszkowi rozgłosu:
Raz nocą napadli na miasto piraci — groźni bandyci wodni tych okolic. Jednak nieprzyjaciel został odpędzony. Należało urzędzie pościg i zniszczyć statki piratów, by zapewnić sobie spokój. Widząc brak odwagi, Franciszek w płomiennej mowie zachęcał do walki. Posłuchano i wyprawa ruszyła. Mijały tygodnie, flota nie wracała. Do serc wkradał się lęk, troska o drogie osoby, niepokój targał nerwy, jakieś złe przeczucia majaczyły w głowach. Zaczęto przebąkiwać o klęsce. Już tym wieściom dawali wiarę wszyscy w mieście i szemrali przeciw Franciszkowi, że zachęcał do tej wyprawy, że on był powodem zguby ich braci…
W czasie niedzielnego kazania rzekł nagle Franciszek: „Jakżeście źli, Bogu nie ufacie! Radujcie się, bo bracia wasi stoczyli właśnie bój z niewiernymi i zwyciężyli, wnet powrócę do was. Lud uwierzył tym słowom, bo znał jego moc cudotwórcze). Zapanowała nieopisana radość. Po paru dniach okręty wróciły i potwierdziło się, że odniesiono świetne zwycięstwo właśnie w tym dniu, kiedy to w kazaniu oznajmił Franciszek.
ŻNIWO WIELKIE — ROBOTNIKÓW MAŁO.
Gdziekolwiek się Franciszek udawał, wszędzie spotykał lud spragniony słowa Bożego, wszędzie prośby o misjonarzy, lecz próśb tych nie mógł zaspokoić, bo misjonarzy przybywało niewielu. Zewsząd dowiadywał się o bogatej roli, czekającej siejby Chrystusowej.
W Malacce spotkał się z kupcem Alwarezem, który przybywał z dalekiej Japonii i opowiadał wiele o tym dziwnym kraju, jego mieszkańcach, ich wierzeniach, o chciwości wiedzy, o bonzach pogańskich, o przygodach, jakich doznają żeglarze na burzliwych morzach, oblewających wyspy Japonii. W duszy Franciszka zrodziło się postanowienie, by i temu ludowi, tak żądnemu prawdy, zanieść światło ewangelii.
— Wróci do Indii wybrać tam paru gorliwych misjonarzy dla Malakki, Ternate, Amboiny, a sam uda się do Japonii — tą myślą przejęty wyruszył z Malakki.
Już statek był bliski celu, gdy zerwała się straszna burza. Maszt legł zgruchotany wichrem, wiosła połamane, fale rzucają okrętem, jak łupiną, załoga w rozpaczy, strach przed śmiercią w spienionych falach owładnął wszystkimi. Jeden Franciszek spokojny trzyma w ręku różaniec i modli się, modli się całą noc. Nad ranem burza ustała, morze się uspokoiło. Wnet statek przybył do brzegu w Koczinie.
ZNÓW W INDIACH.
Tu spostrzegł Franciszek, że w czasie jego nieobecności wiele zła i wiele szkód dla chrześcijaństwa sprawiła chciwość portugalskich urzędników. Część chrześcijan pozbawionych opieki, a prześladowanych przez mahometan, odpadła od Wiary; inni daremnie czekali pomocy. Franciszek zdwoił zabiegi, by zło naprawić, jeździł, nauczał, spowiadał, godził zwaśnionych. Miał też okazje przekonać się, że jego dawniejsze prace wśród Parowów nie poszły na marne. Misjonarze, następcy Franciszka, utrwalili tam Wiarę i utrzymali wzorową karność. Było to dla Franciszka wielką pociech. Parawowie z wielką radością witali przybywającego świętego Ojca. Na drodze, którą przechodził, słali przed nim swe szaty i wnieśli go na rękach triumfalnie do kościoła. Jego oczy wpatrzone w niebo, jego miły zawsze uśmiech na twarzy, postawa zawsze w modlitewnym skupieniu, słowa modlitwy, słowa nauki i zachęty z jego ust — wywierały na tych prostych, a dobrych ludziach ogromne wrażenie.
MYŚLI O JAPONII.
Cały umysł Franciszka był jednak pochłonięty myślą o dalekiej Japonii. Franciszek nabrał przekonania, że jest wolą bożą, by właśnie on pierwszy tam się udał i otworzył drogę innym misjonarzom. Nie przerażało go niebezpieczeństwo tej podróży. Przyjaciołom, którzy go chcieli odwieść od tego zamiaru, odpowiadał, że Bóg jest Panem burz i piratów i wszystkich stworzeń. Jemu trzeba zaufać. On też będzie karał za niedbalstwo w szerzeniu Wiary wśród pogan. W Palmową niedzielę 1549 r. żegnał Franciszek miasto Goa, udając się do Japonii. Po drodze zwizytował jeszcze założone przez siebie placówki misyjne u przylądka Komorinu i Malakkę. Statek portugalski, którym przybył do Malakki, jechał dalej na wschód, a nie było żadnego, który miałby odpłynąć do Chin i Japonii. Kapitan z Malakki wynajął więc wielka łódź chińską, której właściciel miał zawieźć Franciszka do Japonii. Chińczyk ten, jak i cała załoga łodzi, byli poganami. Palili kadzidło przed posągiem swego bożka i zapytywali, czy podróż się uda. Wróżba nie wypadła zadowalająco. Kapitan przestraszony chciał zaprzestać podróży. Franciszek z największym trudem zdołał go nakłonić do dalszej drogi.
Pewnego dnia powstała straszna burza. Córka kapitana wychyliła się nieostrożnie z łodzi i wpadła do morza. Poganie byli przerażeni. Ojciec rozpaczał po utracie córki. Osądzili, że to bożek morza zagniewał się na nich, złożyli więc liczne ofiary, by go przebłagać. Św. Franciszek odczuwał namacalnie bliskość złego ducha, który tak potrafił zaślepić i opętać tych biednych pogan. Wreszcie po długiej podróży ujrzeli nieznane wyspy, na nich ogniem ziejące wulkany, lesiste pagórki. Była to Japonia. Przybyli do portu Kagoszimy 15 sierpnia 1549 r., w dniu Wniebowzięcia Najśw. Marii. Franciszek stanął na ziemi japońskiej.
W KAGOSZIMIE.
Przebywając jeszcze w Malacce poznał Franciszek pewnego Japończyka, który z powodu zamieszek musiał uchodzić ze swego kraju. Zaprzyjaźnił się z nim i nawrócił go, dając mu na chrzcie imię Pawła, a jadąc do Japonii, zabrał go z sobą. Teraz w Kagoszimie zamieszkał w jego domu. Wielu ciekawych przychodziło oglądać białych gości i czarnego malabarskiego ich sługę. Wypytywali się o dalekich Indiach, w których prócz Pawła nikt z nich nie był. Paweł wiele opowiadał i przy tej sposobności pouczał o nowej Wierze.
Franciszek udał się do księcia tego kraju. Książę przyjął go mile i chętnie pozwolił no nauczanie Wiary chrześcijańskiej. Franciszek chciał jednak dostać się do króla Japonii, by przede wszystkim jego nawrócić, a za przykładem cały lud pociągnąć do Chrystusa. Niepomyślne dla żeglugi wiatry i wojny na północy kraju zmusiły Franciszka do odłożenia tego zamiaru. Wykorzystał zimę na nauczenie się języka japońskiego i przetłumaczenie artykułów Wiary. Na skutek apostolskiej działalności Pawła i Franciszka w samej Kagoszimie nawróciło się wnet 100 osób, bo lud chętnie poddawał się rozumnym dowodom prawdziwości religii chrześcijańskiej.
Lecz było tam dużo bonzów, przez lud poważanych, choć żyli w występkach. I oni z ciekawością słuchali nauk Franciszka, lecz byli głusi na wezwanie łaski. Wiara chrześcijańska zbyt się różniła od ich poglądów. Wnet też spostrzegli bonzowie, że nawróceni odwracają się od nich, nie dają im jałmużny, gardzą bożkami. To groziło im utratą znaczenia i dobrobytu. Toteż w niedługim czasie podjęli walkę przeciw chrześcijanom, szczególnie zaś przeciw Franciszkowi. Grozili ludowi zemstą bożków i namówili księcia, by pod kara śmierci zakazał nowych nawróceń. Franciszek postanowił więc co rychlej udać się do samego króla i zyskać jego opiekę, a wtedy mógłby się spodziewać, że bonzowie zmuszeni będą ustąpić. We wrześniu 1550 roku opuszczał Franciszek Kagoszimę, zostawiając tam Pawła, jako głowę chrześcijan.
DO KRÓLA JAPONII
Zima się już zaczęła, zanim Franciszek dotarł do miasta Yamaguczi. Wychodził teraz codziennie na ulice miasta i głosił kazania na rogach ulic i na placach, gdzie było więcej ludzi. Pouczał o nowej Wierze. Wielu z niego drwiło, tych jednak Franciszek zwalczał i wytykał występki rozpowszechnione w tym mieście, gardząc śmiercią, jaka mu groziła z ich rąk. Uzyskał też audiencję u samego księcia, który przyjął go życzliwie. Jednak nawróceń było mało. Nie zwlekając więc, udał się Franciszek, mimo ostrej zimy, w dalszą podróż do króla Japonii. Pieszo przebył tę drogę, przeszło 250 mil, do Miako, stolicy państwa. Ludzkie przechodzi pojęcie, co wycierpiał w drodze, gdyż w czasie mroźnej zimy podróżował boso i w lichym odzieniu!
Jednak okazało się, że król nie miał prawie żadnej władzy, był bezsilny wobec książąt i wielkorządców. Sama stolica była mocno zniszczona, wiele domów spalonych w wojnie domowej. Lada dzień groził wybuch nowej wojny. Tam więc nie było co robić, ani na pomoc króla nie mógł Franciszek liczyć. Wrócił zatem do Yamaguczi, by pozyskać tamtejszego księcia, najsilniejszego z władców Japonii. Książę był bardzo uradowany z cennych upominków, jakie przywiózł Franciszek z Indii. I chętnie pozwolił poddanym na nową Wiarę. Lud garnął się teraz do Franciszka i słuchał jego nauk. Przychodzili i bonzowie, znani z wykształcenia, stawiali mu różne trudności, lecz Franciszek umiał wszystko mądrze wyjaśnić. Wielu się nawracało. Nawet samuraje — rycerze garnęli się do nauki Chrystusowej. Pomimo oporu bonzów, którzy, karceni za swe zbrodnicze życie, stawiali opór nauce Franciszka i zaczęli go usilnie zwalczać, liczba chrześcijan rosła nieustannie i wnet przekroczyła pięciuset, co napełniało Franciszka wielka radością.
Zaproszony do księcia Bungo na wyspie Kiu-Siu, przybył tam, witany z honorami, i tam również wielu nawrócił.
KU CHINOM
Widząc tak pięknie rozwijające się dzieło, postanowił Franciszek wrócić do Indii i przygotować dla Japonii nowych misjonarzy. W tym czasie poczuł też głos Boży, wzywający go do pracy dla Chin. I odtąd wszystkie wysiłki skierował do tego celu.
Po przybyciu do Goa pozostał 2 miesiące wśród swoich współbraci, którzy mogli w tym czasie budować się wzorem jego cnót. Cechowała go wesołość. Oblicze miał stale rozjaśnione miłością Boga i rozpalone żądzą zdobywania dusz. Pociechę na wszystkie smutki i cierpienia czerpał z krzyża. Na widok krzyża zapominał o dolegliwościach i pragnął więcej cierpieć i więcej pracować, by więcej dusz dla Boga pozyskać. Celem tylu jego prac, tylu podróży — była chwała Boża. O sobie zapominał ten pokorny uczeń św. Ignacego, nie wstydził się odzienia połatanego, ani lichego pożywienia. Owszem, swój posiłek często odstępował ubogim i chorym, a nawet żebrać się nie wstydził, by tylko móc wspomagać biednych. Taki wzniosły przykład zostawiał swym współbraciom, żegnając ich przed odjazdem do Chin. Niemało jeszcze musiał wycierpieć obelg i przykrości od portugalskiego kapitana w Malacce, nim uzyskał możność wyjazdu i potrzebny okręt. Lecz największa trudność jeszcze nie była usunięta. Do Chin wstęp obcym był surowo wzbroniony. Wielu już pokutowało w strasznych więzieniach Kantonu za swą śmiałość. Franciszek nie uląkł się tego i postanowił dotrzeć tam nawet kosztem największych cierpień. Na małej wysepce Sancian blisko stałego lądu, wyczekiwał okazji, by się przeprawić do Kantonu. Lecz inne były wyroki nieba.
ŚMIERĆ ŚWIĘTEGO
Wycieńczony trudami, legł Franciszek, złożony ciężką chorobą. Stan jego pogarszał się z każdym dniem. W drugim tygodniu choroby stracił mowę. Leżał cichy, znosił cierpienia z poddaniem, usta szeptały słowa modlitwy. Śmierć nadchodziła. Wierny sługa Antoni czuwał przy konającym. Włożył mu do sztywniejących dłoni krucyfiks, zapalił gromnicę. 3 grudnia 1552 roku, nim jeszcze świtać zaczęło, zasnął Franciszek w Panu. Cicho, nieznacznie dusza jego uleciała przed tron Boga. Oblicze zmarłego jaśniało dziwną pogodą i pokojem.
CHWAŁA PO ŚMIERCI
Wieść o śmierci Franciszka napełniła mieszkających na wyspie Portugalczyków głębokim smutkiem i żalem. Pochowali go w tymczasowym grobie. A gdy po paru miesiącach odchodził okręt do Indii, wydobyli ciało i ze zdumieniem spostrzegli, że jest wcale niezepsute. Przeniesiono je na okręt. Gdy okręt przybył po drodze do Malakki, przyjmowano je tam uroczyście, a tegoż dnia ustała w całym mieście zaraza i klęska głodu. Tak Franciszek, nawet po śmierci, troszczył się o swoje owieczki.
Gdy wreszcie okręt, wiozący drogie szczątki, zbliżył się do portu goańskiego, witały je na brzegu niezliczone tłumy ludu i wszyscy dostojnicy kościelni i państwowi.
W kościele otworzono trumnę, bo wszyscy się domagali zobaczenia świętego ciała. Na widok cudownie zachowanych zwłok, podziw ogarnął wszystkich, całowano je, lud płakał, modlił się, żałował za swe grzechy. Przez trzy dni stały zwłoki w kościele, a niezliczone tłumy przybywały bez przerwy, by je oglądać.
Ciało Świętego pochowano w kościele w Goa, i do dziś tam spoczywa w srebrnej trumnie. Corocznie tysiące pielgrzymów garną się do jego grobu i do dziś promieniuje z niego owa niezmordowana gorliwość o zbawienie dusz, jego bohaterstwo, urągające śmierci, jego płomienny przykład apostolski.
Ojciec św. zaliczył „świętego ojca Franciszka” w r. 1619 w poczet błogosławionych, a w r. 1622 ogłosił go świętym.
Święty Franciszku Ksawery, módl się za nami!
Litania do św. Franciszka Ksawerego Modlitwy – Litania do Św. Franciszka Ksawerego w pliku pdf – pobierz
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba Boże, Zmiłuj się nad nami!
Synu Odkupicielu świata Boże,
Duchu święty Boże,
Święta Trójco jedyny Boże,
Święta Maryjo, Módl się za nami!
Święta Boża Rodzicielko,
Święta Panno nad pannami,
Święty Ojcze Ignacy, módl się za nami.
Święty Franciszku Ksawery, najgodniejszy i najmilszy Synu św. Ojca Ignacego, módl się za nami.
Św. Franciszku Ksawery, indyjski Apostole, módl się za nami.
Św. Franciszku Ksawery, opowiadający pokój, módl się za nami.
Św. Franciszku Ksawery, opowiadający ewangelią świętą,
Naczynie wyborne, noszące Imię Jezusa przed narodami,
Naczynie pełne miłości Boskiej,
Twierdzo wschodniego Kościoła,
Obrońco wiary,
Nauczycielu niewiernych,
Kaznodziejo prawdy,
Burzycielu bałwanów,
Wyborne od przedwiecznego Ojca narzędzie na pomnożenie chwały Bożej,
Wierny naśladowco i towarzyszu Jezusa Chrystusa, Syna Bożego,
Głośna trąbo Ducha świętego,
Filarze Kościoła Bożego,
Światło pogan,
Mistrzu wiernych,
Zwierciadło nabożeństwa,
Wodzu w drodze cnót chrześcijańskiej doskonałości,
Przykładzie apostolskiego ducha i świętobliwości,
Światło ślepych.
Twierdzo chorych,
Pomocniku na morzu rozbitych,
Zdrowie chorujących,
Wyganiający czarty,
Żywocie umierających,
Którego mocy słuchają i nawałności,
Którego rozkazy czczą wszystkie żywioły,
Dziwny cudotwórco,
Ucieczko strapionych,
Wesele smutnych,
Wschodzie jasności,
Zadatku powstania na żywot łaski i chwały,
Przybytku nieskazitelny,
Skarbie Bożej miłości,
Chwało towarzystwa Jezusowego,
Legacie Apostolskiej Stolicy,
módl się za nami.
Najuboższy Ksawery,
Najczystszy Ksawery,
Najposłuszniejszy Ksawery,
Najpokorniejszy Ksawery,
Krzyża Chrystusowego i prac dla Chrystusa pragnący Ksawery,
Około zbawienia ludzkiego najczulszy Ksawery,
Najmilszy Ksawery,
Najchwalebniejszy Ksawery,
Najżarliwszy czci Boskiej dusz Ksawery,
Aniele obyczajem i życiem,
Patriarcho afektem i staraniem około ludu Bożego,
Proroku darami i duchem,
Apostole godnością i zasługą,
Nauczycielu narodów, mocny w różnych językach i uczynkach,
Wyznawco cnoty i starania życia,
Panno na duszy i na ciele,
W którym jednym wszystkich Świętych zasługi i Boskiej łaski czcimy,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, Przepuść nam, Panie!
Baranku Boży, itd., Wysłuchaj nas! Panie!
Baranku Boży, itd., Zmiłuj się nad nami!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Ojcze nasz. Zdrowaś Maryjo itd.
V. Módl się za nami, św. Franciszku Ksawery!
R. Abyśmy się stali godnymi obietnic Pana Chrystusowych.
Módlmy się
Boże! który wysławiających Ciebie sławisz i w czci Świętych Twoich uczczony zostajesz, spraw miłościwie żebyśmy, którzy Twego św. Franciszka Ksawerego chwalebne zasługi wspominamy, jego pomocy w potrzebach naszych doznawali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Syna Twego, który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Najmilszy i najukochańszy Święty, wraz z Tobą czczę i wielbię Boski Majestat. Ponieważ cieszą mnie szczególne dary łaski, jakimi obdarzył Cię za życia i w chwale po śmierci, składam Mu najserdeczniejsze podziękowanie i z całego serca błagam Cię, abyś swym najmocniejszym wstawiennictwem wyprosił mi tę najważniejszą łaskę: życia i umierania w świętości; błagam Cię też o… /tutaj prosisz o łaski duchowe i doczesne, których pragniesz/, a jeśli to, o co proszę, nie jest zgodne z większą chwałą Bożą i większym dobrem mojej duszy, to daj mi to co bardziej odpowiada jednemu i drugiemu. Amen.
5 x Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu.
Modlitwy.
+ Duchu Święty, który twe niebieskie łaski zwykłeś na serca nasze wylewać, napełnij oziębłe me serce twą łaską, zapal je miłością ku Tobie, abym odtąd podobnym jak Ksawery nabożeństwem ściśle zawsze z Tobą był zjednoczony! Ty też święty Ksawery przyczyń się za mną, abym zawsze usty i sercem w duchu i prawdzie tak czuł Boga mego, iżbym się mógł stać godnym tych łask, które On szczerze siebie szukającym obiecał!
+ O Boże, który nie chcesz śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył! Boże w którego mocy są ludzkie serca, przez gorzką mękę Syna Twego, któregoś dla zbawienia dusz naszych na świat posłać raczył, przez zasługi i boleści Bogarodzicy Panny, przez zasługi i prace około nawrócenia dusz wiernego sługi Twego Xawerego, proszę Cię, bądź mi miłościw, nawróć mnie zupełnie do Ciebie, udziel łaski do wytrwania w dobrym aż do końca, ratuj moją jedyną duszę krwią Syna Twego odkupioną. Ty też wielki święty Xawery, proszę Cię przez tę litość i miłość, z jakąś największych grzeszników do pokuty przyjmował, uproś mi u Boga , abym się tak doskonale i statecznie doń nawrócił, jak doskonale ciebie nawróconym widzę. Z mocną ufnością wołam do Ciebie, wysłuchaj mnie, przybądź na pomoc, abym mą duszę od zguby mógł ratować!
+ Boże, będąc grzesznikiem, nie mogę bez Twej pomocy za grzechy moje zadość czynić. Wspomóż mię więc, pokornie Cię proszę, abym w duchu wnętrznej i zewnętrznej pokuty resztę krótkich dni życia mego pędził. Ostra twa Chryste Jezu przez biczowanie, ciernie i krzyż za grzechy me pokuta niech mnie w duchu pokuty utrzymuje. Ty wielki pokutniku Xawerze ś. uproś mi mocy potrzebnej, abym ciało me martwił, zmysłowość poskramiał, złe duszy mej skłonności statecznie zwyciężał!
+ Jezu baranku najcierpliwszy! Tyś tyle boleści i przeciwności z miłości ku mnie cierpieć raczył. Przez te same twe boleści proszę, zmiłuj się nad słabością moją, umocnij mnie, abym dla Twej miłości wszystkie przeciwności nie tylko cierpliwie, ale też z ochotą znosił na wzór wiernego sługi twego Xawerego. I Ty święty Apostole, uproś mi u cierpiącego Jezusa tę cnotę, abym we wszystkich przeciwnościach z jego się świętą wolą zgadzał.
+ Boże, któryś dusze nasze ceną najdroższej krwi Twojej odkupił, zapal w mym sercu ogień miłości ku bliźnim, abym słowy i przykładem do zbawienia im pomagał, abym sił i pracy na tak święte dzieło nie żałował! Ty zaś wielki dusz miłośniku ś. Xawery, uproś mi u Boga doskonałą bliźnich miłość, abym równie nieprzyjaciół jak przyjaciół wedle przykładu Chrystusa i dla Chrystusa kochał, i tę miłość stale w uczynkach okazywał!
Modlitwa
Boże, któryś ludy Indii chciał przez nauki i cuda świętego Franciszka Ksawerego wcielić do Twego Kościoła, spraw łaskawie, abyśmy naśladowali przykłady cnót jego, jak i wielbili jego wspaniałe cnoty. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.
Św. Franciszek Ksawery
Urodzony dla świata 7.04.1506 roku
Urodzony dla nieba 2.12.1552 roku
Beatyfikowany 1619 roku
Kanonizowany 1622 roku
Wspomnienie 3 grudnia
Oddanie się w opiekę Świętemu Ksaweremu
Wielki Apostole Indyjski ś. Franciszka Ksawery, ja lubom niegodny twój sługa, ufając jednak w twej łaskawości i ojcowskiej dobroci, którą pobożnym twym czcicielom zwykłeś okazywać, obieram cię sobie za patrona i opiekuna, twojej się opiece z pokorą i ufnością oddaję, i to nabożeństwo ku czci twojej przedsiębiorąc, proszę cię o łaskę do naśladowania cnót twoich, weź mię pod twoją obronę, bądź mi pomocą w moich potrzebach, przewodnikiem w przedsięwzięciach, i nie opuszczaj mię w godzinę śmierci mej. Amen.
Wielki święty Franciszku Ksawery, wielki Apostole krajów Indyjskich, który zawsze tak gorąco żądałeś zbawienia dusz, miej też staranie o grzeszną mą duszę, uproś mi doskonałe nawrócenie się. Gorliwość twoja o dusz zbawienie z życiem twym nie ustała, zaś przyczyna twoja skuteczniejsza jest teraz w niebie, niż kiedyś zostawał na ziemi. Spraw abym doznał skutków przemożnego pośrednictwa twego u Boga. Wiesz ojcze święty czego żądam i o co proszę ciebie przez to przedsięwzięte nabożeństwo, wyjednaj mi to u Boga, ile to może służyć ku pomnożeniu chwały jego i ku zbawieniu duszy mej. Amen.
Módl się za nami święty Franciszku Ksawery!
Abyśmy się stali godnymi obietnic Pana Chrystusa.
Boże, który wielbiących Ciebie uwielbiasz i we czci świętych Twoich cześć odbierasz, spraw abyśmy, którzy wyznawcy Twego świętego Ksawerego zasługi uwielbiamy, jego też nad nami opieki doznawali przez Pana naszego.
modlitwa od św. Ksawerego często używana za nawrócenie niewiernych
Odwieczny rzeczy wszystkich twórco, Boże, pamiętaj, że dusze niewiernych od Ciebie są stworzone i na podobieństwo twoje ukształcone. Oto Panie na zniewagę Twoją grzechy się mnożą, piekło się co dzień tymi napełnia. Pamiętaj, że Syn Twój najmilszy za ich zbawienie okrutną śmierć poniósł na krzyżu. Nie chciej Panie dalej dopuścić, aby tenże Syn Twój od pogan i kacerzy był znieważanym, lecz przyczyną świętych Twoich i modłami oblubienicy Twej, kościoła świętego ubłagany wspomnij na miłosierdzie Twoje, a zapomniawszy ich bałwochwalstwa i uporu, spraw, aby oni też poznali, czcili i miłowali Ciebie Boga prawego, i któregoś nam posłał, Syna Twego Jezusa Chrystusa, który jest żywotem i zbawieniem naszym, przez któregośmy zostali oswobodzeni, któremu z Tobą i z Duchem św. niech będzie cześć i chwała na wieki. Amen